Konkursy piwne w Polsce i na świecie

Michał Kopik

piwny ekspert, sensoryk, międzynarodowy sędzia piwny

W niniejszym felietonie postaram się odpowiedzieć na słuszne pytania, które zadają sobie zarówno piwowarowie jak i sędziowie. A dodatkowo powinni również właściciele browarów oraz lokali z piwem rzemieślniczym: „czy warto wysyłać piwa na konkursy i czy warto jeździć na nie sędziować?”. Jak również z perspektywy wspomnianego wyżej pracodawcy: „czy warto wysyłać swojego pracownika (piwowara/beer managera) na konkursy, zwłaszcza zagraniczne, a wraz z nim piwo?”.

Zacznijmy od tego czym w zasadzie jest konkurs piwny. Czy jest to konkurs piękności sensorycznej dla piwa? I tak i nie. Pomińmy na użytek rozważań te zawody, które działają na zasadzie „participation trophy”, gdzie każdy zgłaszający wychodzi z medalem. Taki medal równie dobrze mógłby zostać wycięty z ziemniaka, dokładnie taką wartość przedstawia. Albo i mniejszą, ziemniak chociaż można poddać obróbce termicznej i zjeść.

Z czym to się (pi)je?
Uznane konkursy prowadzone są według przyjętych wyznaczników stylów, często rozwijanych i aktualizowanych
latami – mogą to być opisy Beer Judge Certification Program (BJCP) i Brewers Association (globalnie) lub też lokalne opisy np. Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych czy włoskiego UnionBirrai. Grunt, że piwa zgłaszane są do konkretnych kategorii i nawet gdyby to było, przykładowo, najlepsze flanders red ale na świecie to w ramach english pale ale odpadnie jako pierwsze. Liczy się tutaj zarówno jakość sensoryczna jak i dopasowanie w ramach stylu. Dlatego tak ważne jest zróżnicowanie kulturowe sędziów, gdyż każdy będzie reprezentował wiedzę i doświadczenie związane z rodzimymi gatunkami piw. Nieraz musiałem prowadzić dyskusję na temat portera bałtyckiego, ponieważ według BJCP zaczyna się on już od 14,7 stopnia Plato ekstraktu początkowego i 6,5% zawartości alkoholu. Jeżeli nie jest to skandalicznym podejściem do tego szlachetnego stylu, to zdecydowanie jest abominacją, którą trzeba naprostować.

Dobrze skalibrowana komisja, przy od trzech do pięciu sędziach na stół, jest w stanie zmieścić się w różnicy trzech punktów od najwyższej do najniższej. I jest to naprawdę miarodajna i merytoryczna ocena, którą piwowarowi warto poznać. Czy warto wysyłać wszystkie piwa? To zależy. Jeżeli od wysyłki piw na konkurs do jego przeprowadzenia nie ma zbyt dużego odstępu czasu – to wtedy tak. Możemy wysłać zarówno i świeżutkie new england IPA jak i leżakowanego w beczce imperialnego stouta. Również jako sędzia możemy zabrać piwo ze sobą bezpośrednio na konkurs i oddać je do rejestracji. Natomiast w przypadku World Beer Cup, gdzie piwo trzeba zarejestrować pod koniec roku poprzedzającego konkurs (odbywa się co dwa lata), następnie wysłać do punktu konsolidacyjnego na koniec lutego, a sam konkurs odbywa się pod koniec kwietnia – zdecydowanie nie. Choćbyśmy uwarzyli najlepsze IPA w galaktyce, jest zbyt duża szansa na to, że zarówno czas, podróż jak i możliwa po drodze różnica temperatur je zabije. Ale za to już piwa kwaśne, barrel aged czy ciemne i mocne jak najbardziej. One dużo lepiej zniosą tułaczkę po świecie. A pamiętajmy, że zgłoszenie piw na konkurs kosztuje i nie są to małe pieniądze.

główną zaletą konkursów zagranicznych jest nie tylko możliwość poznania ludzi z branży z różnych zakątków naszej pięknej planety, ale sędziowanie przy jednym stole. Każda minuta poświęcona na naukę, doszkalanie i szlifowanie umiejętności oraz wiedzy jest minutą dobrze zainwestowaną

 

Wyjątkowe doświadczenia
Same konkursy dzielą się na te dla producentów z całego świata (Konkurs Piw Rzemieślniczych w Polsce, International Beer Cup w Japonii, World Beer Cup w USA) lub na konkursy typowo lokalne (konkurs przy Great American Beer Festival tylko dla amerykańskich browarów, Birra dell’Anno przy festiwalu Beer&Food Attraction tylko dla włoskich). Zarówno pierwsze, jak i drugie powinny być interesujące dla sędziów – główną zaletą konkursów zagranicznych jest nie tylko możliwość poznania ludzi z branży z różnych zakątków naszej pięknej planety, ale sędziowanie przy jednym stole. Każda minuta poświęcona na naukę, doszkalanie i szlifowanie umiejętności oraz wiedzy jest minutą dobrze zainwestowaną. Gdyby nie podróże na konkursy, nie miałbym okazji sędziować z takimi tuzami światowego piwowarstwa jak Lauren Salazar, Stan Hieronymus, Tomme Arthur czy Pete Slosberg. Wymiana doświadczeń technologicznych, różnych patentów i patencików oraz wniosków na temat obecnych bądź nadchodzących trendów jest zdecydowanie ciekawsza i bardziej owocna niż spotkania na rodzimych festiwalach piwa. Nie ukrywajmy, im późniejsza godzina na festiwalu, tym trudniej o merytoryczną dyskusję. Aczkolwiek od razu muszę wspomnieć, że często konkursy organizowane są podczas festiwali, sympozjów czy konferencji. Więc wartość dodana.

Tutaj dochodzimy do bardzo ważnej kwestii, bez której nie możemy mówić o wielu konkursach – podróży, które nie ukrywajmy, kosztują. Niektóre kosztują nawet bardzo dużo. O ile poważne zagraniczne konkursy pokrywają koszt noclegów oraz głównego wyżywienia dla zagranicznych sędziów, tak na razie jedynym konkursem dokładającym się finansowo do kosztów biletów lotniczych jest koreańskie KIBA. Jeżeli poruszamy się głównie po Europie, bilet lotniczy można kupić w rozsądnej kwocie. Natomiast już bardziej egzotyczne lokalizacje kosztują. Z tego też względu musiałem sobie darować konkursy w Meksyku i Brazylii, bo budżet nie jest z gumy. A i tak na konkursy przeznaczam zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy. Jednak w świetle tego, co napisałem powyżej – traktuję to jako inwestycję, która zdecydowanie mi się zwraca. Zarówno poprzez nowe kontakty jak i wiedzę. Przykładowo sędziując na World Beer Cup w USA sędziowie mają dużo niższy koszt wstępu na Craft Brewers Conference. Z czego korzystam w 120% i chodzę na wszelkie możliwe wykłady, na których jestem w stanie być bez posiadania zdolności bilokacji.

Trzy razy „tak”!
Z punktu widzenia piwowara uważam, że warto wysyłać piwa na konkursy. A musicie wiedzieć, że na jednym polskim konkursie jedno z moich piw zgubiono i nie było przez to oceniane. Z kolei podczas innej edycji dwa piwa zostały źle zakodowane i trafiły do innych kategorii niż miały. Zadowolony nie byłem, no ale cóż. Jest to pewne ryzyko, widocznie mam pecha. Natomiast zdobycie złota w kategorii Wood and Barrel Aged Strong Beer podczas International Beer Cup 2019, wygrywając z browarami z USA w de facto ich konkurencji miało wyjątkowo słodki smak. I potwierdziło, że wiem co robię. Nie rozumiem zatem podejścia pt. „ja na konkursy piw wysyłać nie muszę, bo znam swoją wartość”. Różne rzeczy można sobie różnie tłumaczyć.

Z punktu widzenia sędziego – jest to inwestowanie w rozwój swoich umiejętności oraz wiedzę. Nie ma możliwości bycia naprawdę doskonałym sędzią i znawcą piwa, jeżeli nie uczestniczy się w największych konkursach na świecie. Nawet najbardziej zadufani w sobie sędziowie jednak muszą nauczyć się pokory siedząc przy jednym stole z ludźmi, którzy warzyli piwo oraz zdawali swoje certyfikaty sędziowskie zanim „wszechwiedzący” się urodzili.

I na sam koniec – z punktu widzenia właściciela browaru/multitapu. W pracowników trzeba inwestować. Jeżeli chcemy pochwalić się kadrą najwyższej jakości (co powinno być rozsądnym i standardowym założeniem biznesowym) będzie nas to kosztowało. Nie ma innej możliwości. W szkolenia i podnoszenie kwalifikacji trzeba zainwestować środki i czas. Jeżeli dodatkowo środowisko pracy będzie pozytywne, a sam pracownik będzie widział, że jego starania są doceniane będzie miało to na pewno wpływ na jakość pracy. Być może za jakiś czas zobaczymy o wiele więcej polskich wygranych na uznanych zagranicznych konkursach, a polscy sędziowie będę dużo bardziej mobilni i chętnie zapraszani. Czego i Wam i sobie życzę.